Zanim zdążyła powiedzieć Jackowi, co myśli o takim
zachowaniu, śnieżna kula trafiła ją w ramię i śnieg zasypał jej twarz. - Ach, ty chuliganie! - Nie namyślając się Malinda schwyciła garść śniegu i rzuciła prosto w uśmiechniętą twarz Jacka. Jack uchylił się i śnieg rozprysnął się o chodnik nieefektownym plaśnięciem. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Malindę. Chwytała śnieg w obie ręce, rzucała, schylała się znowu, nawet nie patrząc, czy wcelowała. Śnieżna kula trafiła ją JEDNA DLA PIĘCIU 49 w kołnierz i zsunęła się pod kurtkę. Skacząc na jednej nodze Malinda próbowała wytrzepać śnieg. Siedzący na masce samochodu mali Brannanowie zagrzewali ojca do walki. Malinda spojrzała w ich kierunku, a oni natychmiast przybrali niewinny, anielski wyraz twarzy. Nie dała się nabrać. Wiedziała, że znakomicie się bawią -jej kosztem. Kątem oka dostrzegła leżącą na tarasie szuflę do śniegu. Niezależnie od okoliczności kobieta zawsze powinna zachowywać się jak dama. Dłonie Malindy nie schwyciły szufli. - Tylko raz, ciociu - szepnęła. - Tylko ten jeden raz. - Co pani mówiła, panno Doskonalska? - zapytał Jack, skręcając się ze śmiechu. Tego już było za wiele. Malinda schwyciła szuflę mocno obiema rękami, zanurzyła w pryzmie śniegu i napełniła po brzegi. Odwróciła się do Jacka. Oczy płonęły jej z wściekłości. - Ja tylko żartowałem, Malindo. Naprawdę. - Jack śmiejąc się podniósł ręce do góry i zrobił krok do tyłu. Potknął się o ukryty pod śniegiem krawężnik i upadł na plecy. Malinda czuwała. Cała zawartość szufli wylądowała na jego twarzy. Choć oślepiony przez śnieg, Jack chwycił ją za kostkę u nogi. Jeden ruch i już leżała na nim, rozciągnięta wcale nie jak dama. Upadek pozbawił ją nie tylko szufli, ale i tchu. Przez moment leżała oszołomiona. W uszach jej dzwoniło, nic nie słyszała. Za to czuła o wiele za dużo. Najpierw tylko jego śmiech - w formie wibracji na swoich piersiach. I jego oddech w swoim uchu. Potem stopniowo zdawała sobie sprawę z silniejszych doznań. 50 JEDNA DLA PIĘCIU Ucisk jego ud na swojej nodze. Delikatna nabrzmiałość jego męskości przytulona do jej brzucha. I... i jego ręce obejmujące jej pupę. Przerażona śmiertelnie intymnością tej pozycji, Malinda próbowała wyswobodzić się z uścisku Jacka. Uniosła się nieco na łokciach. Szeroko otwarte błękitne oczy Malindy napotkały śmiejące się oczy Jacka. Wzrok przestraszonej łani zmazał uśmiech z jego twarzy. Choćby nawet chciał, nie umiałby się powstrzymać. Ujął jej zaczerwienione