względu na wszystko, musiała brać pod uwagę
dzieci. Zwłaszcza Jacka. Bo mimo swych wad, jej mąż był najczulszym ojcem, jakiego można sobie wymarzyć. A Jack czcił go jak boga. Znając statystyki, Lizzie zdawała sobie świetnie sprawę, że mimo nadziei na kurację genetyczną czy inną w przyszłości, jej ukochany syn i tak będzie miał szczęście, jeśli dożyje dwudziestu paru lat. Rzadko kiedy jednak dopuszczała do siebie myśli o jego śmierci. Na razie Jack żyje i dlatego ona, Lizzie, nie powie nikomu ani słowa. Niech sobie rodzina i reszta świata wierzą całym sercem w mit o świętym Christopherze Wadzie. Ze względu na Jacka. 3 Robin Allbeury nie u wszystkich budził całkowite zaufanie. Życie tego zamożnego radcy prawnego, zwolennika Labour Party, stanowiło jedno pasmo sukcesów, czego wyrazem były zarówno kancelaria przy Bedford Row, jak imponujący penthouse w Shad Tower, eleganckim budynku przy Bermondsey Riverside, koło St Saviour Dock i Butler Wharf na południowy wschód od Tower Bridge. Uważał się tez za całkowicie ukontentowanego. Wytworny czterdziestodwuletni kawaler, może niezbyt przystojny, ale bezsprzecznie interesujący, o ciemnych, przetykanych srebrnymi nitkami włosach i ciepłych piwnych oczach, wspierał sztukę, kierując się w tym osobistymi upodobaniami. Przedkładał kino nad teatr, thrillery nad literaturę piękną, jazz nad operę, a także: ciszę nad jazz, kameralne kolacyjki nad wytworne bankiety oraz swój kawalerski stan nad małżeństwo. - Nie wiesz, co tracisz - przekonywał go kiedyś David Lerman, jeden z jego wspólników, totalnie szczęśliwy z drugą żoną. - Julia odmieniła moje życie. - Julia jest cudowna - zgodził się Allbeury - ale zanim ją poznałeś, wiodłeś pożałowania godny żywot, podczas gdy ja jestem szczęśliwym człowiekiem. - To ty tak uważasz. - Lerman nadal miał wątpliwości. - Owszem - uśmiechnął się Allbeury. Specjalizował się w prawie małżeńskim, chociaż ostatnio, jako szef własnej firmy, stał się niezwykle wybredny w wyborze spraw, które podejmował się prowadzić. Teraz większość przypadków małżeńskich przekazywał Lerma-nowi albo komuś z pozostałych wspólników, sam natomiast zajmował się nadzorem oraz tak zwaną inną pracą, której poświęcał także swój prywatny czas. Polegała ona na niesieniu pomocy kobietom, które uwikłane w głęboko nieszczęśliwe małżeństwa, ze względów finansowych lub innych nie widziały dla