- ZwaŜywszy pewne rzeczy, lepiej będzie, gdy skorzystam z usług
odpowiedniej instytucji. - Jakie „pewne rzeczy"? - To, co nas łączy. Gdy wróci pani Tucker albo gdy znajdziesz odpowiednią opiekunkę do dziecka, wyjadę. Proszę cię na razie, byś zabrał Erikę do lekarza. Jak tylko podpiszę te dokumenty, przyjdę do przychodni i zajmę się dzieckiem. A teraz przepraszam cię. Co powiedziawszy, zamknęła za sobą drzwi łazienki. Obie dłonie Marka zwinęły się w pięści. Wiedział, Ŝe nie powinien się złościć, ale nie mógł się powstrzymać. Przede wszystkim zły był na to, Ŝe Alli przypomniała mu, iŜ za miesiąc lub dwa ich wzajemny stosunek ulegnie zmianie. A po drugie nie chciało mu się iść z Eriką do lekarza. Nie chciał siedzieć w poczekalni razem z tymi wszystkimi ludźmi, rodzicami zapewne, którzy będą go uwaŜać za ojca dziewczynki. A on nie ma zielonego pojęcia, jak to jest, kiedy się jest ojcem. Co będzie, jeśli któreś z nich zacznie go pytać o coś, o czym kaŜdy ojciec powinien wiedzieć. Niech to wszystko szlag trafi! Siedział w poczekalni, trzymając Erikę na kolanach. Ludzi było niewiele i nie przejawiali chęci rozmowy. Tylko jedna z pań powiedziała, Ŝe Erika ślicznie wygląda. Mark spojrzał w dół i zobaczył róŜowe skarpetki, białe tenisówki i róŜową kokardę we włosach dziewczynki, która uśmiechała się z dumą. Rzeczywiście wyglądała ładnie. Spojrzał na zegarek. Alli powiedziała, Ŝe będzie około dziesiątej, a dziesiąta juŜ dochodziła. Miał nadzieję, Ŝe dotrze tu, nim pielęgniarka wywoła nazwisko Eriki. - Erika Hartman! - Cholerne szczęście - mruknął Mark. Spojrzał na pielęgniarkę, która stała w drzwiach z kartą pacjenta w ręku. - Chyba o nas chodzi - szepnął. - JuŜ idziemy, siostro - powiedział. Na widok Eriki pielęgniarka uśmiechnęła się. - Miło mi. A to mała panna Hartman? - zapytała, podając Markowi rękę. - Jestem Laurie, pielęgniarka doktora Coverta. - Tak. Zaraz tu będzie niańka małej - powiedział. - Rozumiem, ale proszę za mną. Po chwili, juŜ w gabinecie, Laurie zaczęła rozbierać Erikę, podczas gdy Mark stał obok. - To szczęśliwe dziecko - orzekła Laurie. - Pamiętam, jak pani Tucker przyszła tu z nią po raz pierwszy. Mała płakała rzewnie, musiałyśmy ją uspokajać, a było to zaledwie przed paroma miesiącami. Ładnie ją pan prowadzi. - Dzięki za uznanie. Słysząc skrzypienie drzwi, Mark obejrzał się - miał nadzieję, Ŝe to Alli, lecz do pokoju wszedł starszy pan i Mark domyślił się, Ŝe to lekarz. - Dzień dobry, jestem lekarzem, moje nazwisko Covert i domyślam się, Ŝe chodzi o tę młodą damę. Mark stał z boku i obserwował, jak Erikę waŜą, badają, mierzą obwód głowy. - Świetnie się rozwija - powiedział lekarz z uśmiechem. Najgorsze dopiero nadeszło, gdy siostra szczepiła Erikę przeciwko odrze. Dziewczynka krzyknęła, rozpłakała się, ale gdy dostała od Laurie piłkę, łzy wyschły jej momentalnie. - Hmmm - mruknął doktor - ma jedenaście miesięcy, powinna więc stać samodzielnie i przynajmniej próbować mówić mama, tata. - Niestety. - Co niestety? - Nie mówi. - W ogóle? - Nie mówi tak jak naleŜy. - Jak to? Lekarz uniósł krzaczaste brwi.