słupie telefonicznym, miała pewność, że nie jest sama.
89 12 Pensylwania holenderska Bethie spędzała cudowne chwile. Słońce świeciło jasno, a wiatr chłodził jej szyję. Kochała ten sportowy samochód. Kochała brzmienie głosu Tristana, kiedy zasypywał ją jedną opowieścią po drugiej. Sama też opowiadała mu różne rzeczy: o swojej matce, o córce, nawet o byłym mężu, który -jak podejrzewała - miał teraz kobietę w Portland w stanie Oregon. Z początku jechali bez celu na zachód, potem ni stąd, ni zowąd skręcili na południe i wjechali na tereny południowej Pensylwanii, mijając po drodze olbrzymie zielone pola i piękne stare wiejskie domy. Widzieli kobiety na polnych drogach, w białych czepkach na głowach. Mijali powozy zaprzężone w konie. Widzieli, jak na jednym z podwórzy pewien mężczyzna wznosił siekierę nad kawałkiem drewna. Tristan opowiadał jej o różnych germańskich grupach religijnych, które osiedliły się w tych okolicach. Przytakiwała, zaciągając się zapachem świeżo skoszonych traw i rozmyślając o tym, że pierwszy raz od wielu lat czuje, że naprawdę żyje. Zbliżyli się do krętej wąskiej szosy, której końca nie było widać wśród pól. - Jedźmy tędy! - zaproponował Tristan. Bethie skręciła. Wkrótce wąska szosa zmieniła się w polną drogę. Stawała się coraz węższa, a rosnące po bokach rośliny coraz wyższe. Półtora kilometra dalej łany pszenicy przesuwały się obok jasnoczerwonego samochodu jak rzeka złota. - Jedź dalej - zachęcał Tristan. Więc jechała. W pewnym momencie złote łany się skończyły. Dalej była niska trawa. Przy brzegu rzeki Bethie wcisnęła hamulec, zanim wjechali do wody. Tri¬ stan wygramolił się z wozu. - Wyskakuj - powiedział. Więc wysiadła. - Tutaj urządzimy sobie piknik - poinformował ją. - Patrz, ja też wziąłem butelkę. Pili szampana. Jedli kawior. Pożerali wspaniały stary ser. Bethie siedzia¬ ła przytulona do niego, prawą dłoń wspierając na prawym boku w pobliżu blizny po operacji. On strzepnął okruchy chleba z jej kolana. Położył ją na słodko pachnącej trawie i pocałował. Jego dłoń odnalazła jej pierś. Potem głaskała delikatnie jego bok. Później podnieśli się oboje i ubrali się bez słowa. - Jak tu cudownie, prawda? - mruknęła. - Tak spokojnie i cicho. Ciekawe, ile samochodów pędzi autostradą, a kierowcy nawet nie pomyślą, żeby 90 skręcić w tę drogę. W promieniu wielu kilometrów pewnie nie ma innych ludzi. Pomyśl, to jest tylko nasze wyjątkowe miejsce. Tristan odwrócił się do niej. Jeszcze przed chwilą kochali się, a teraz patrzył na nią tak surowo. - Chodźmy się przejść - powiedział. Więc poszli. 13 Wirginia Rainie nie wracała do Motelu 6. Postanowiła jechać do Quincy'ego. On chciałby poznać pełny raport ze śledztwa, a ona miała pewne wiadomości. No, może nie wiadomości, lecz przeczucia, o których wolała nie mówić przez telefon. On chciałby wszystko przeanalizować. Taka była jego metoda działania. A ona wolała nie wyobrażać go sobie, jak siedzi w ciemności i sam zastanawia się nad takimi okropnymi rzeczami jak śmierć jego własnej córki. Poza tym pozostawało jeszcze wiele pytań. Może Mary Olsen była lekko